Charity Shop – przez Polaków w UK, często nazywany swojskim „szmateksem” – w Londynie spotkać można na każdym kroku. Może i jest w tym określeniu ziarno prawdy, ale nie rozumiem złośliwości i negatywnego znaczenia tego słowa w tym konkretnym przypadku. Jedno jest pewne, robienie zakupów w „czaricie” to żaden wstyd, osiemdziesiąt procent Brytyjczyków przyznaje się do korzystania z podobnych sklepików. Cóż bowiem złego jest w nabywaniu oryginalnych, pełnych historii i często niespotykanych nigdzie indziej rzeczy potrzebnych w każdym domu i przy okazji zasilaniu kont fundacji pracujących na rzecz szczytnych idei jak walka z nowotworami, opieka nad zwierzętami czy pomocy trudnej młodzieży.
Każdy z tych sklepików jest jak maszyna czasu. Na półkach płyty winylowe o których marzyli w młodości nasi rodzice, wieszaki pełne oryginalnych ubrań „z epoki”, przykuwające wzrok bibeloty. Wśród nich prawdziwe skarby.
Chairity Shops to prawdziwa kopalnia płyt ze świetną muzyką za grosze. W Polsce wydawałem mnóstwo pieniędzy na płyty np. z allegro czy ze starego Stadionu Dziesięciolecia. Dziś 95% płyt w mojej kolekcji pochodzi ze sklepiku na mojej ulicy. Panie, które tam pracują znają mnie już na tyle, że zanim wystawią nową muzykę, czekają aż ją przejrzę i coś sobie wybiorę. Często można napotkać nietypowe lub rzadkie wydawnictwa. Kupiłem kiedyś album The Doors z 1968, chyba za funta. Za ten konkretny egzemplarz, w super stanie można „dostać” grubo ponad stówę – mówi Paweł, pasjonat muzyki i DJ z południowego Londynu
Inna zasłyszana historia to kolekcja kopert ze znaczkami, za które ktoś zapłacił kilka funtów. Okazały się być oryginalnymi dziewiętnastowiecznymi, muzealnym wręcz eksponatami
W całej Anglii zarejestrowanych jest ponad siedem tysięcy „Sklepów dobroczynnych”, generują rocznie ponad 100 milionów funtów. Chairity Shops to już element brytyjskiej kultury jak ryba z frytkami czy Marmite.
Ich rosnąca wciąż popularność wiąże się różnorodnością produktów jakie można w nich nabyć ale także z ich niskimi cenami. W trudnych czasach są idealnym miejscem na znalezieniu czegoś ciekawego, przydatnego i oryginalnego, niekoniecznie nawet używanego za przystępną dla każdego cenę, nie rujnującą domowego budżetu.
Miałam prawdziwą manię na czarity, boot sale i inne tego typu sprawy i tylko ja wiem ile barachła naznosiłam do domu :) Teraz raczej już nic nie kupuje ale ciągle lubie chodzić po czaritach
Nie ma tygodnia, żebym nie odwiedziła kilku ulubionych sklepików. Asortyment jest zupełnie inny – każdy ciuch jest niepowtarzalny i odkrywanie ich jest jak znajdowanie skarbów :)
Moje ulubione sieci to Trinity Hospice i British Heart – najlepiej ogarnięte, czyste i z klasą. Fajna jest Fara ale przesadzają z cenami, zbyt duże jak na Charity Shopy. Nie warto kupować w sklepikach w bogatszych dzielnicach jak Chelsea czy Notting Hill (drogo!), za to koniecznie trzeba zajrzeć do Charity Shopów w małych miejscowościach (tanio!). Kupuję głównie ciuchy ale często coś innego też wpadnie w oko